Po trzecim zeszycie Spawn zaczynam odnosić wrażenie, że Todd McFarlane chyba nie do końca przemyślał warstwę fabularną swojego dzieła i sam w zasadzie nie jest pewien, w jakim kierunku historia ta powinna zmierzać. Otrzymujemy tym samym komiks o dziwnej strukturze i marnej jakości scenariuszu, pełnym naprawdę dość dziwnych zwrotów akcji.
Tradycyjnie Todd zaczyna swoją opowieść od wiecznej, pełnej niezadowolenia kontemplacji głównego bohatera na temat swojego aktualnego losu, minionych lat, utraconych wspomnień oraz ewentualnych losów bliższej lub dalszej rodziny – wszak minęło pięć długich lat, nic więc nie jest brane za pewnik. Fragment ten pełen kiepskich klisz ukazujących postać wśród brudnych alejek Nowego Yorku, pełną miałkich przemyśleń na temat swojego aktualnego losu.

Mamy też władcę piekieł, który kontynuuje żałosne myśli bohatera w formie w sumie równie żałosnego monologu, przez co czytelnik zamiast poznać chociaż namiastkę motywacji tejże postaci, karmiony zostaje kompletnie niepotrzebną treścią. Dalej niestety nie jest lepiej.
Budynek CIA i próba zdobycia informacji na temat Wandy Blake (byłej żony głównego bohatera), to zlepek naprawdę dziwnych zabiegów fabularnych, co by bezpośrednio nie nazwać ich głupotami – sekretarka pracująca do północy w budynku rządowym, zwierzchnik próbujący ją uwieść, monolog Spawna dotyczący alimentów i finalnie znalezienie adresu byłej żony poprzez zerknięcie w jedną szafkę z losowymi teczkami dokumentów – no festiwal głupot.

Sam przebieg spotkania głównej postaci ze swoją byłą już żoną również nie należy do zbyt dobrze poprowadzonych, wszystko za sprawą dość infantylnych dialogów i splotów wydarzeń, które z traumatycznej (wydawałoby się) dla naszego bohatera sytuacji zrobiły zwyczajne, nic nie wnoszące spotkanie, po którym wspomniany to nasz bohater wyjątkowo szybko zaprząta sobie myśli czym innym.
Violatorem w tym konkretnym przypadku, którego motywacje (no nie chcę wyjść na ignoranta obecnie) są dla mnie naprawdę wielką niewiadomą, przez co kompletnie nie rozumiem zachowania tej postaci.
Cóż, Spawn #3, to w chwili obecnej zdecydowanie najgorszy zeszyt komiksu. Mam jednak nadzieję, że stoi za tą historią jakiś głębszy sens i przekaz, który zostanie czytelnikowi przedstawiony w miarę szybko, bowiem Todd McFarlane zaczyna mnie systematycznie do swojego komiksu zniechęcać.